3.10.11

Wciaz siedze na Rainbow w Portugalii (europejskie Rainbow). Z okolo 1500 osob jakie tu zastalem, zostala nas moze dziesiatka. Te Rainbow zaskakuje mnie z dwoch powodow (z dwoch glownych, bo jest wiecej rzeczy ktore mnie zaskakuje, glownie pozytywnie). Po pierwsze przez wiekszosc czasu niczego mi tu nie brakuje, a wszystko spada mi z nieba (chociaz tez zdazaja sie czasem bardzo "chude" dni). Dostalem tu juz darbuke (moge juz na siebie zarabiac), buty, siekiere, patelnie (ta przyda sie do paczkow) i pare innych rzeczy. Zadziwia mnie wlasnie z tego powodu, ze o nic nie prosilem. Drugi powod jest taki, ze po raz pierwszy w zyciu na Rainbow spotkalem tylu szalencow w jednym czasie i w jednej przestrzeni teroryzujacych innych: krzykiem, dotykiem, a raz zdarzylo sie ze jakis gosciu przylozyl komus noz do gardla. Zdarzaly sie tez kradzieze i to stosunkowo wiele. Zaproponowalem, aby w przyszlym roku na slowackim Rainbow (przyszlym europejskim) porozmawiac w Vision Council i podjac probe wypracowania narzedzi na takie wlasnie osoby i sytuacje. Teraz spotykam sie (z moim zdaniem jednoczesnie slusznym, ale i nieskutecznym) postepowaniem w stylu, "wiecej milosci". Ok, ale co jesli to nie dziala zupelnie? Byla tez nie jedna sytuacja gdzie ktos uzywal agresji i przemocy, a ktos inny sie bronil i ludzie byli zli na tego co sie bronil, jako ze uzyl przemocy. Tylko tyle ze ten gosciu co atakowal wiele razy wczesniej naruszal przestrzen innych, w tym cielesna. Niezaleznie od tego, ze to Rainbow, kazdy ma prawo do obrony. Zwlaszcza ze tak zwane "wiecej milosci" okazuje sie zwyklym frazesem i nie dziala (co innego jesli ktos posiada w sobie taka moc i na prawde jest to skuteczne) Osobiscie nie pojawiam sie na Rainbow, aby wydatkowac energie na unikanie konfliktowych agresywnych osob, nie po to jade z Babilonu, by spotkac Babilon na Rainbow (wiem, ze i we mnie duzo tego Babilonu, zdaje sobie z tego sprawe, ale Rainbow jest dla mnie miejscem ktore powinno leczyc. Mysle tez ze te tak zwane szalone agresywne postacie jesli chca pomocy i uleczenia moga skorzystac z Workshopow, ale jesli nie korzystaja i teroryzuja innych to moim zdaniem sa tu po to, aby karmic sie strachem innych). Tu na prawde zaistniala taka sytuacja ze pod koniec Rainbow jedna osoba spowodowala, ze inni zaczeli stad uciekac. Pojade w przyszlym roku na Rainbow porozmawiac z ludzmi na temat tych narzedzi, a jesli nie uda sie tego wypracowac bedzie to moje ostatnie (przynajmnie tak duze) Rainbow w zyciu. W kazdym razie (moze teraz trudniej) mozna wciaz znalezc tu przestrzen dla siebie. Kto czego szuka: warsztatow, zabawy, uleczenia, rozmowy, wiedzy. Piekne jest to, ze zdarzaja sie takie sytuacje, jak dzis. Dzis przyjechala na Rainbow portugalska armia (trenujaca tu przed misja w Afganistanie. Mam pare fotek, ale nie ogarniam tematu na tym muzealnym sprzecie. Beda kiedy indziej) i przywiozla nam ...jedzenie. W nocy bylo party z zolnierzami (nie bralem w tym udzialu). Dzis tez po raz pierwszy w zyciu jadlem kasztany. To jednak na kolacje, bo na sniadanie zjadlem magiczne grzyby. Podczas "tripu" mialem chec dzielenia sie wszystkim co mam, za darmo(oderwalem sie zupelnie od ego). Kiedy grzyby "zeszly" ze mnie uswiadomilem sobie, ze moje serce pragnie zyc jak najblizej Centrum. Pragnie dzielic sie wszystkim co ma, ale czysty pragmatyzm plynacy z doswiadczenia pokazuje, ze jesli nie wiele posiadam to nie wiele moge zaoferowac i w pierwszej kolejnosci dziele sie z tymi co pozniej pamietaja i o mnie. Za pieniadze jakie dostalem od ludzi mimo wszystko i tak rozdalem wiele jedzenia, bo... ufam. Wiem, ze nie pojde teraz do Main Kitchen (teraz w Children Area) bo nie chce konfrontacji z jednym szalonym gosciem, co steroryzowal Main Kitchen: "This is my Kingdom" i nie zjem tam, bo mam wciaz wiele przestrzeni dla siebie (Rainbow jest teraz podzielone na tych co akceptuja krolestwo Szubana i na tych co unikaja go), ale Shila poprosila mnie o ziemniaki. Przynioslem wiecej: fasole, cukier, popcorn, bo moze oni nie maja co jesc. Jak sie okazalo maja. Zlosc czlowieka bierze, ze daje sie tak oszukiwac, ale co zrobic? Mieszkam sam w starej kuchni. Teraz wyglada jak prawdziwy dom. Milo znalezc zloty srodek miedzy mysleniem o sobie, a mysleniem o innych. Milosc nie moze byc przyslonieta glupota, bo jezeli wiem, ze oddalem komus ostatniego ziemniaka bo mowil ze nie ma zadnych warzyw a okazuje sie ze mial i w dodatku pozniej nie chce ze mna sie podzielic to wiecej ode mnie nic nie dostanie. Mam nadzieje kiedys "miec" wiecej, bo wtedy nie bede musial tak bardzo koncentrowac sie na sobie. Strach o to co zjem jutro rowniez nie powinien przyslaniac Milosci...

11.7.11

pora w drogę

Jestem w Grabówce. Miły czas. Nagrana pierwsza audycja. Pranie. Medytacja. Zabawa. A teraz kierunek Cisna, potem Słowacja, a potem kto wie... Idę i tylko martwię się o Mamę, gdyż ona martwi się o mnie. Jadoidę sam. Z Magdą się nie dogadałem.

8.6.11

Przyjemne opóźnienie :)

Spotkała mnie straszna przykrość ;) Otóż "przyszła" do mnie praca przy konstruowaniu ogrodu. Najprawdopodobniej zaczynam 16 czerwca, pracę mają potrwać kilka dni. Miło, wpadnie kilka stówek. Przyznam, że chciałem już ruszyć nawet bez kaski, bo czuję już zmęczenie siedząc w domu u Mamy, ale to się na pewno przyda. Szkoda mi trochę Magdy, bo też się napaliła...

3.6.11

Zaplanowany wyjazd

Chcę ruszyć 15 czerwca z czeskiego Cieszyna :) Towarzystwa dotrzymywać będzie mi Magda z Bytomia. Poznałem ją w internecie i jakoś żeśmy się zgadali. Miała iść ze mną siostra Marzena, ale zrezygnowała :( Szkoda...

16.5.11

Początek

Po raz drugi wystartowałem z dziennikiem w sieci. Mam co do tego pomysłu nie małe wątpliwości. Po pierwsze: kiedyś już coś podobnego prowadziłem i po jakimś czasie skasowałem. Po drugie: nie wiem czy mam z czym "wychodzić do ludzi". Nie wydaje mi się, aby moje "wojaże", były czymś nadzwyczajnym. Znam sporo ludzi, którzy moim zdaniem prowadzą ciekawsze życie i odbywają ciekawsze podróże. Mimo pewnych wahań chcę, aby takie miejsce istniało w sieci. Dlatego, że będę mógł zamieszczać tu zdjęcia i prowadzić swego rodzaju kronikę z trasy co już wzbudza we mnie radość, - akt kreacji. Siedzi mi w głowie szalony pomysł dojścia piechotą do Hiszpanii co chciałbym tu opisać. Być może te miejsce w przyszłości stanie się też diariuszem innych podróży, a może też tak, jak poprzednia strona zniknie. Odczuwam teraz w sobie uczucie niespełnienia, gdyż nigdy nie udało mi się wydać tomiku z poezją, ani też nigdy nie napisałem książki. Jakiś czas temu, całkiem nie dawno po uwolnieniu się spod bata odpowiedzialności za pewne sprawy, które wchłonęły mnie na ponad dwa i pół roku, poczułem wiatr we włosach i wtedy właśnie wraz z tym wiatrem coś uderzyło mnie mocno w głowę; - "Rafał przecież mija już tyle lat, a Ty zapomniałeś o swoich marzeniach!". Moimi marzeniami miały być właśnie te dwie rzeczy. Powiedzmy, że wystarczy mi dla swojej poezji miejsce w sieci, bo nie mam zbyt wiele, jak mi się wydaje dobrych tekstów. Co do książki, to być może jeśli tylko starczy uporu i pewnej samodyscypliny to może dzięki diariuszowi w końcu ją skończę. Pomysł już jest. Jest już też około polowy spisanych materiałów. Wiele się pozmieniało we mnie, wydarzyło się setki rzeczy odkąd poezja i proza zechciały zaistnieć w papierowej formie Mija już może od tego czasu z 10 lat albo i więcej i czasem zdarza się, że jakaś klująca me serce myśl gniecie mnie tymi już nie nowymi odkryciami tego, że w tej kwestii zatrzymałem się w miejscu. Za kilka dni ruszę w drogę, pieszo, po to, aby zajrzeć w siebie. Jeśli uznam za konieczne to będę wspomagał się autostopem, ale większość z tego okresu drogi wolałbym spędzić w lesie, myjąc się w strumieniu, korzystając z uroku lasu, nie zaś upierdalać się smrodem i hałasem autostrad. Czasu mam sporo. Posiadam też troszkę artefaktów, jakie mogą przydać się mi w podróży. Tylko pieniędzy brak, ale te chciałbym "zdobywać" schodząc po drodze do małych miejscowości i tam grając na bębenkach.